Pierwsza w historii powieść, której fabuła osadzona jest w scenerii Szalowej. Mimo, że brzmi to całkiem nieprawdopodobnie, to wcale nie żart. Książka już została wydana, a autorka zapowiada dalszy ciąg tej powieści.
„Tylko dobrzy ludzie zostali” to opowieść o tym, jak cienka i płynna jest granica pomiędzy dobrem i złem. Pierwowzorem wsi, w której rozgrywa się akcja powieści jest nasza Szalowa - rodzinna wieś ojca autorki. Aldona Reich - zielonogórzanka, absolwentka filologii polskiej, redaktorka, a z zamiłowania pisarka. Obecnie w swoim dorobku literackim ma już kilka powieści kryminalnych i obyczajowych. Książka jest dostępna zarówno w księgarniach internetowych, ale znajdziecie ją również na półkach szalowskiej biblioteki.
ZWIASTUN PRZYGOTOWANY PRZEZ Szalowa - daj się unieść:
OPIS WYDAWCY:
„Tylko dobrzy ludzie zostali” to opowieść o tym, jak cienka i płynna jest granica pomiędzy dobrem i złem. Główna bohaterka powieści, Aleksandra Chojnicz, rezygnuje z dotychczasowego życia i w poszukiwaniu nowej drogi niespodziewanie wraca do miejsc, o których starała się zapomnieć.
Odwiedzając rodzinną wieś swojego ojca poznaje historię, w którą wplątane są losy jej rodziny i tamtejszej społeczności. Początkowy 'urlop od życia’ staje się trudnym egzaminem, w którym trzeba opowiedzieć się po stronie dobra lub zła, a wszystko to, co do tej pory było proste i oczywiste, wywraca świat Oli do góry nogami.
FRAGMENT POWIEŚCI
Ostrożnie szłam w górę sadu i dopiero gdy dotarłam na podwórko, zauważyłam siedzącą na schodkach Madzię.
Westchnęłam w duchu, bo mogłam na pewniaka obstawiać przyczynę jej wizyty. W dłoni poprawiłam uchwyt torby z zakupami i powoli weszłam po schodkach, omijając dziewczynę.
– Dzień dobry – powiedziałam do Madzi, stawiając obok niej torbę i szukając kluczy. – Wchodzisz?
– Niech pani stąd wyjedzie… – powiedziała cicho.
Udałam, że manipulowanie przy zamku pochłonęło mnie bez reszty.
– Niech pani stąd wyjedzie! – powiedziała głośniej, ale nie było w tym ani agresji, ani złości, tylko jakaś dziwna determinacja.
Otworzyłam drzwi i spojrzałam na Madzię.
– Wejdź, proszę – powiedziałam spokojnie.
Posłusznie wstała, ale przeszła tylko przez próg. Zamknęłam drzwi i weszłam do kuchni. Na stole położyłam zakupy i podeszłam do lodówki. Madzia powoli zmierzała za mną, nie podnosząc głowy.
– Wolisz białe czy czerwone? – Otworzyłam lodówkę i zerknęłam na butelki.
– Czy ty jesteś głucha?! – nie wytrzymała Magda. – Wypierdalaj stąd!
Stwierdziłam, że białe wytrawne najlepiej postawi ją swoją cierpkością na nogi. Z szafki wyciągnęłam dwa kieliszki z rżniętego szkła i oba wypełniłam winem po brzegi zastanawiając się, czy mieszanie alkoholu i leków nie zwali mnie z nóg na dobre. A potem pomyślałam, że i tak już wszystko jedno…
– Pij – wyciągnęłam kieliszek w jej stronę.
Magda podeszła bliżej i niepewnie sięgnęła po wino, a potem, jakby coś ją nagle otrzeźwiło, kilkoma łykami wychyliła zawartość niemal do dna.
– On jest mój… – sapnęła, łapiąc oddech.
– Kto? – zapytałam, choć doskonale wiedziałam, o kim może być w tym momencie mowa.
– Jan – dopiła resztkę i spojrzała na mnie butnie. – Rozumiesz?! Mój i nikomu go, kurwa, nie oddam! Tym bardziej takiej przyjezdnej, starej krowie!
Sączyłam swoje wino oparta o blat stołu i przyglądałam się jej z dziwnym rozrzewnieniem. Pewnie jeszcze dziesięć lat temu też bym tak walczyła o faceta.
– No? – Madzia najwyraźniej nie wyczytała z mojej twarzy niczego, co by ją satysfakcjonowało, więc uznała, że rozmowa musi nabrać tempa. – Nic nie powiesz?
– Nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie miałam jej kompletnie nic do powiedzenia.
Z taką furią odstawiła kieliszek, że nóżka pękła i czasza potoczyła się po stole. Patrzyłam na tę prezentację siły ze spokojem. Za to Madzia straciła cierpliwość i podeszła do mnie.
– Zapamiętaj to sobie! – syknęła. – On jest mój! – powtórzyła i nonszalancko odrzuciła włosy.
Wyglądało to oczywiście bardzo profesjonalnie: ta scenka, tony, gesty, niemal obsikanie terenu. Tyle tylko, że w jej oczach była już świadomość, że musi zaakceptować to, co nieuniknione. Widziałam to setki razy, nie tylko w lustrze. Magda podeszła do drzwi i jeszcze raz na moment się obróciła:
– Nic mi nie powiesz? – zapytała ponownie, jakby się upewniała. Głupia smarkula, przecież nigdy nie pyta się o nic dwa razy… Dopiłam swoje wino, delikatnie odstawiłam kieliszek i pochyliłam się nad zakupami. Dziewczyna zniknęła w półmroku sieni.
Nagle zrobiło mi się jej żal.
– Magda! – zawołałam.
Cofnęła się i spojrzała na mnie z wyraźnym napięciem.
– Nigdy na nikogo nie licz… – powiedziałam z uśmiechem. Widząc jej zdziwione oczy, dodałam: – Strata czasu. – A potem dolałam sobie wina.
Trzaśnięcie drzwiami upewniło mnie, że wizyta dobiegła końca. Stało się i tyle. Bukowski nie wygląda na faceta, który ma w planach wicie gniazda. To nie ten etap. I to nie ten facet.